czwartek, 23 grudnia 2021

Rola Jacka Sasina

   8 kwietnia kancelaria prezydenta  w osobie Jacka Sasina wysyła szefa Lecha Kaczyńskiego na Litwe 

9 kwietnia w kraju w Polsce nie  ma  ani Lecha Kaczyńskiego który z założenia miał nie wrócić.


--------------------------------------------------------------------- Dlaczego Jace ie pasażerów .Tzn nie był zainteresowany lotem do Smoleńska. Jak i dlaczego żyje ? Komu dał paszport ? Jaką miał rolę ?

Fakt twierdził że było zamieszanie na Okęciu . Sam jednak lec k Sasin jest  na  liście paszportowej Tupolewa  .Czyli wsiadł do samolotu. A brak go na  liście pasażerów .Tzn nie był zainteresowany lotem do Smoleńska. Jak i dlaczego żyje ? Komu dał paszport ? Jaką miał rolę ?

Fakt twierdził że było zamieszanie na Okęciu . Sam jednak leciał do Smoleńska -  Jakiem 40  a także  jechał do Smoleńska z kolegami samochodami przez Białoruś. Był w trzech miejscach naraz .

listy  


------------------------------------------------

 Putin miał motyw zgładzenia Lecha Kaczyńskiego - mówi poseł PiS Jacek Sasin w rozmowie z "Uważam Rze" i dodaje: "Kaczyński wszedł w drogę Putinowi. Uderzył w jego interesy. To spowodowało wojnę. A jak jest wojna, to są też ofiary"




Jacek Sasin przyznaje iż w rzeczy samej nie mieliśmy doczynienia z katastrofą samolotu. Po pierwsze  że Putin miał motyw . Po drugie Kaczyński wszedł w droge Putinowi. Po trzecie  zdsradza że jak jest
wojna są również ofiary. Jak zachowywał się Sasin  na lotnisku Okęcie 10 kwietnia ? I dzien wcześniej kiedy powstawały listy pasażerskie   

.----- Listy pasażerskie nie są kompatybilne z paszportowymi . Nie wszyscy obecni na pasażerskich znajdują się na paszportowych. Tzn iż nie weszli do samolotu. Listy te zostały opublikowne przez obsługe lotniska . Tak więc przez samo wojsko. Str 5 ( serwer sejmowy ) Konkretnie :

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Listy te powstały 9 kwietnia . Gdy było już wiadomo iz Lech Kaczyński , Michał Handzlik , Paweł Wypych nie wrócili z Wilna. Jacek Sasin który układał te listy nie wpisał siebie na liste pasażerów. Nie był więc zainteresowany by lecieć. Jest on natomiast n liście paszportowej. Jak więc przeżył ? Twierdził iż leciał do Smoleńska samolotem - Jak 40 . Takim samym którym leciało 13 dziennikarzy. Zatem mamy dwa samoloty Jak 40 startujące z Okęcia 10 kwietnia. Innym razem mówił że jechał samochodem do Smoleńska przez Białoruś,ponieważ jego kierowca chciał tam być. Miał odstąpić miejsce Katarzynie Doraczyńskiej.Jest ona na liście pasażerów, jako osoba li tylko towarzysząca. Brak jej na liście paszportowej. Zatem gdzie zginęła ? Czytaj w poście -----

Listy pasażerskie i paszportowe

WSZYSTKIE SPRZECZNOŚCI I  OSZUSTWA JACKA SASINA

Ja przybyłem do Smoleńska 9 kwietnia, poprzedniego dnia przybyłem tam samochodem, koło godziny 20-tej dotarłem na miejsce. ------------------------


Jacek Sasin: Tak, miałem być w tym samolocie. Zresztą  poprzedniego dnia wieczorem otrzymałem od protokołu  dyplomatycznego taką książeczkę, jaką daje się wszystkim uczestnikom wyjazdu przygotowaną przez protokół i ze zdumieniem zobaczyłem, że zostałem umieszczony - mimo że były inne ustalenia ----------

Godzinę po katastrofie "trwał już zamach stanu"

                 Jacek Sasin rozmawia z Andrzejem Dudą podstkretarzem stanu.  


Bahr z Sasinem decydują się na powrót z Siewiernego (autem ambasadora) do Katynia, tak jakby tam w takiej chwili było ich najważniejsze miejsce. Gdyby tego było mało Bahr stwierdza nawet, że podjął decyzję, iż „należy tą uroczystość jakby odbyć,która była zaplanowana”, odbyć, ponieważ... są tam w Lasku Katyńskim... przedstawiciele Rosji



Andrzej Duda w 11 minucie mówi o zamachu iż czuje się  jednym z pozostłych przy

życiu   --------------------------------------------------------------------------------


tutaj Sasin rozmawia z  Dudą

 " Pan marszałek zaprasza na spotkanie do siebie . Wszystkich członków kierownictwa kancelari którzy pozostali przy życiu  - Andrzej Duda - 10.04.2010

Andrzej Duda ,pierwszym i ostatnim ogniwem zamachu na życie Lecha Kaczyńskiego.-------------

Szukajcie prezydenta krzyczał Duda oszust.Wiedząc iz Lechu nie wrócił z Wilna



-------------------------------------------------------------------------------------------------------



Sasin miał przygotować  89 krzesełek dla polskiej delegacji 88 pasazerów 1 dla Lecha Kaczyńskiego.
Mamy tylko około 30 krzesełek  ozdobionych flagami . Wiedział że żadna  delegacja nie dojedzie.





tym  Jak 40 przyleciało 13 dziennikarzy z Okęcia .od razu udali się do Katynia/lądowali w Smoleńsku 25 km.  Natomiast Sasin twierdził iż również leciał innym Jak 40 ponieważ było na Okęciu duże zamieszania.Nie dziwię się skoro jego nazwisko jest na liście paszportowej Tupolewa a Sasin żyje. Komu dał paszport ? Kto mu darował życie ? - Zdjęcie samolotów pochodzi z 11.04 kiedy to Casa ląduje po rzekome zwłoki.Ale to też kłamstwo.Ponieważ zwłok Lech Kaczyńskiegoi nie było w Smoleńsku. Jak się nien oficjalnie dowiedziałem .Pod tym Jak 40 stał borowik ppłk Krzysztof Dacewicz,pilnujący Jak 40 . Potwierdziło o moją tezę że w nim było 23 zwłoki po zamachu  ,  tylko do inscenicji .Ilość zwlok potwierdziła pani Kochanowska10 min 50 sek
               Krzysztof Dacewicz całą, mistyfikacje opisuje 

Sasin: Putin miał motyw zgładzenia Lecha Kaczyńskiego

 w dniu 2013-03-25 (Poniedziałek)

– Putin miał motyw zgładzenia Lecha Kaczyńskiego – mówi poseł PiS Jacek Sasin w rozmowie z „Uważam Rze” i dodaje: „Kaczyński wszedł w drogę Putinowi. Uderzył w jego interesy. To spowodowało wojnę. A jak jest wojna, to są też ofiary”.

Sasin pytany o to, komu mogło zależeć na zgładzeniu polskiego prezydenta odpowiada: „Zakładając prawdziwość takiej hipotezy, w pierwszej kolejności wskazałbym naszych sąsiadów ze wschodu”.

Według polityka PiS, Rosjanie udowodnili, że tego typu metody działania nie są im obce. „Skrytobójstwa przeciwników Putina, na przykład zabójstwo Litwinienki w Londynie, powinny dać nam wiele do myślenia” – dodaje.

Sasin mówi też o tym, że Lech Kaczyński „bardzo mocno wszedł w drogę Putinowi”. I dodaje, że wciąż trudno odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, co tak naprawdę działo się w Smoleńsku. „Mogę tylko powiedzieć, że nie wierzę już dzisiaj w żadne oficjalne wersje” – mówi.

„Bezpośrednio po katastrofie wierzyłem, że ta sprawa zostanie przez polski rząd rzetelnie wyjaśniona. Co do Rosjan wątpliwości nie miałem” – kontynuuje Sasin. „Natomiast raport, który przygotowała komisja Millera, okazał się farsą. Do dziś poznaliśmy tyle nowych faktów, że z czystym sumieniem możemy ten raport odrzucić. W całości jest on nieprawdziwy” – podsumowuje.

Sasin mówi też o tym, że przygląda się pracy zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza. „Oni bardzo odpowiedzialnie się w tej sprawie wypowiadają. Wskazują na pewne okoliczności świadczące, że doszło do wybuchu, że samolot rozpadł się w powietrzu, że przyczyną katastrofy nie było w żadnym wypadku zderzenie z brzozą, tylko właśnie eksplozja” – dodaje.  ---------------------------------------------------------------------------------------------

J. Sasin przed Zespołem min. A. Macierewicza zeznaje m.in. tak (07'05'' materiału sejmowego): „Ja przybyłem do Smoleńska 9 kwietnia, poprzedniego dnia przybyłem tam samochodem, koło godziny 20-tej dotarłem na miejsce. Moim zamiarem było jeszcze tego dnia spotkanie się z polskimi służbami, które tam są na miejscu, a przede wszystkim mam na myśli polskie służby dyplomatyczne. Spotkałem się jeszcze tego samego dnia wieczorem z ambasadorem Bahrem oraz przedstawicielami polskiej placówki dyplomatycznej w Moskwie, jak również w tym spotkaniu uczestniczył przedstawiciel polskiego MSZ-u, protokołu dyplomatycznego, pan Tadeusz Stachelski, który był tam na miejscu i od strony protokołu przygotowywał tą wizytę. Spotykałem się z funkcjonariuszami Biura Ochrony Rządu, aby od nich odebrać również informację, co do tego, czy są jakieś problemy z przygotowaniem tej wizyty, jak również ze swoimi pracownikami, którzy tam na miejsce też przybyli i jeszcze wizytowali tego dnia cmentarz w Katyniu (czyli on nie wizytował? - przyp. F.Y.M.). ----------

Oni mi zdawali relację, jak te przygotowania tam wyglądają. Też się spotykałem z przedstawicielami NBP, którzy też poprzedniego dnia przyjechali, chodziło o ustalenie szczegółów uczestnictwa p. prezesa Skrzypka (…). Do późnych godzin wieczornych czy nocnych byłem czy te spotkania miały miejsce i ja zakończyłem ten dzień taką odprawą z pracownikami kancelarii Prezydenta, gdzie podzieliliśmy zadania na dzień następny. Dzieląc te zadania, zdecydowałem wieczorem, że udam się wraz z jeszcze jednym pracownikiem na lotnisko rano. Natomiast pozostali pracownicy udadzą się na cmentarz i tam na cmentarzu będą pilnować, aby wszystko zostało należycie przygotowane. Takie były ustalenia na koniec soboty, koniec piątku.”----------------------------------------

Grafik po godz. 20-tej miał więc Sasin niezwykle wypełniony, zakładając bowiem, że z wszystkimi nie spotkał się naraz w jakiejś wielkiej sali konferencyjnej, to miał tych spotkań przynajmniej cztery: 1) z ludźmi Bahra i Stachelskim, 2) z BOR-em, 3) z pracownikami kancelarii i 4) pracownikami NBP (bo nie wiem, czy „odprawę” zamykającą dzień Sasina należy wliczać jako osobne, dodatkowe spotkanie, czy to było to już liczone właśnie jako trzecie) – z tego jednak co mówi, wynika, że NIE uczestniczył w żadnych oględzinach miejsc, co zgadzałoby się z tym, co twierdził w kwietniu 2011 M. Janicki:

Osobą odpowiedzialną z ramienia Kancelarii Prezydenta był pan minister Jacek Sasin, ale nie przyjechał. Nie wiem dlaczego.”

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kwestię tę nagłośniła zresztą nie tylko centrala Ministerstwa Prawdy przy Czerskiej, ale i inna agenda tego ministerstwa, bo rządowa telewizja: ł. Pozostaje więc zagadką, po co miał wyjeżdżać z Warszawy z konwojem 8-go kwietnia, jeśliby nie wziął udziału w rekonesansie po miejscach związanych z katyńskimi uroczystościami? Chyba przecież po to tam właśnie jechał? Czy może jednak NIE pojechał „jednym autem” z M. Wierzchowskim i A. Kwiatkowskim, wbrew temu, co mówi przed Zespołem Macierewicza właśnie Wierzchowski ? ------------------------------------------------------------------------------------

Jest to bowiem dziwne, że pracownicy kancelarii zdają Sasinowi 9-go kwietnia jakiś raport z obchodu. Wygląda to przecież tak, jakby on zjawił się w Smoleńsku NIE z nimi. Nie muszę chyba dodawać, że rekonesans po miejscach uroczystości katyńskich nie mógł się odbyć o 20-tej, tylko nieco wcześniej (kiedy było widno) i chwilę musiał trwać. Wychodziłoby więc na to, że nie tylko Sasin nie brał w nim udziału, lecz i nie przyjechał wraz z konwojem, który tłukł się do Smoleńska bite dwa dni, jak na jakimś białorusko-ruskim Safari. Może być też inny wariant – Sasin przybył z konwojem, ale miał jakieś inne zajęcia (jakie?). Mówi jednak wyraźnie, że do Smoleńska przybył 9-go o 8-mej wieczorem, z czego by wynikało, że tych zajęć nie miał w tymże mieście.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Janicki natomiast twierdzi, że nie tylko Sasina nie było 9 kwietnia na rekonesansie, ale żadnych pracowników kancelarii:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

(„GW”) - 36. pułk nie sygnalizował, że smoleńskie lotnisko nie nadaje się do przyjmowania samolotów?

- Nie, nie otrzymałem takich informacji.

(„GW”) - A urzędnicy kancelarii prezydenta Kaczyńskiego?

- Nie wiem. Zresztą nie było ich 9 kwietnia podczas objazdu wszystkich miejsc wizyty wraz z służbami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo i organizację tych obchodów. ” --------------------------------------

Załóżmy jednak, że Janicki wrabia tych wszystkich ludzi Sasina (skoro już szef BOR-u f BOR nieraz wykazał się, powiedzmy, pewną niedokładnością, jeśli chodzi o relacjonowanie tego, co się działo w Smoleńsku). Wróćmy zatem do zeznań Sasina, który twierdzi, że żadnych problemów z lotniskiem nie było (to samo zresztą, nawiasem mówiąc, powtarza Janicki, którego coraz bardziej zaczynam cenić za wybitną inteligencję na tak wybitnym stanowisku), co zresztą następnego dnia rano przy śniadaniu skłoniło prezydenckiego ministra do „zmiany decyzji” i do udania się do Lasu Katyńskiego w celu sprawdzania nagłośnienia  „lepiej będzie, jeśli ja udam się jednak na cmentarz, bo na cmentarzu mogą zajść różnego rodzaju nieprzewidziane okoliczności, jak chociażby kwestie... najbardziej się obawialiśmy tego, że może być kwestia np. tego, że nie będzie działało nagłośnienie, dlatego załatwiliśmy podwójne jakby zabezpieczenie tutaj, ale chciałem to sam osobiście wszystko sprawdzić plus miałem jeszcze pewne wątpliwości, co do tego, jak będą rozsadzani członkowie delegacji i chciałem tego też osobiście przypilnować (…). Ja jednak udam się na cmentarz, natomiast na lotnisku wystarczy jeden pracownik (kancelarii – przyp. F.Y.M.), który będzie jakby wspomagał tych, którzy przylecą z Prezydentem, a wspomaganie miało tak naprawdę polegać na wskazywaniu miejsc w odpowiednich pojazdach dla członków delegacji”. No więc mimo „podwójnego zabezpieczenia” nagłośnienia i tak krzątający się Sasin musiał sam osobiście dopilnować najwyższej wagi państwowej spraw akustyki na katyńskim cmentarzu w przeciwieństwie do „zabezpieczonego” smoleńskiego lotniska, którym rankiem 10-go tenże Sasin się jakoś szczególnie nie zainteresował. --------------------------------------------

Wbrew bowiem temu, co prezydencki minister opowiada o „braku problemów” z tymże lotniskiem, to przecież problemy właśnie były i to spore, bo M. Jakubik (z Biura Sprawa Zagranicznych) mailował do śp. D. Jankowskiego (z Biura Obsługi Kancelarii Prezydenta), by ten ostatni sprawdził, co jest nie tak z lotniskiem w Smoleńsku, bo krążą plotki, jakoby było nieczynne (ta kwestia została przywołana przez Macierewicza podczas przesłuchania Wierzchowskiego). J. Bahr z kolei twierdzi, że „zapewne” kancelaria Prezydenta „do wiadomości” dostała jego informacje o złym stanie lotniska, które słał do MSZ-u . Czy te wyjątkowo niepokojące informacje nie dotarły do Sasina, czy też dotarły, ale je zignorował? Po takich sygnałach wszak należałoby myśleć o wyznaczeniu i wynegocjowaniu zapasowego lotniska, z transportem z którego, jak choćby głosi Janicki, nie byłoby większych kłopotów: --------------------------------------------------------------

Ze Smoleńska do Moskwy jest około 370 kilometrów, dla "tutki" to jest 40-50 minut lotu. Byłoby tak: otrzymujemy informację, że prezydent ląduje na lotnisku Wnukowo i ze służbami rosyjskimi od razu podejmujemy działania, aby w trybie natychmiastowym podstawić kolumnę na tym lotnisku. BOR zajmowałby się wówczas tylko osobami ochranianymi, pozostałymi - nasza ambasada i Kancelaria Prezydenta RP z Kancelarią Prezydenta Rosji. Działalibyśmy dwutorowo.” ------------------------------------

Janicki zresztą tym w ckliwym wywiadzie, w którym opowiada, jak to się rozpłakał na pobojowisku wieczorem, wtrąca jeszcze a propos spiskowych teorii paranoików smoleńskich:

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zamach na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na terenie Federacji Rosyjskiej? Jaki miałby być tego sens? Zresztą funkcjonariusze meldowali mi, że na lotnisku była bardzo gęsta mgła. Oni w tej mgle nie mogli znaleźć rozbitego samolotu. Oficer, który był na płycie lotniska, nie mógł trafić do miejsca, gdzie spadł samolot.”

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Może „oficerowie” byli na innym lotnisku, skoro „w tej mgle” nie mogli znaleźć „rozbitego samolotu”? Nie mieli zresztą do pomocy ruskich kolegów z milicji, co wiedzieli, że „wsie pogibli”, zanim dobiegli na miejsce?


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zostawmy jednak Janickiego. Sasin twierdzi, że na cmentarz przybył dwoma samochodami z trzema pracownikami „około godziny, tak myślę, wpół do ósmej” (11'03'') (jak z kolei my się domyślamy, polskiego czasu): „bo mniej więcej do czasu, kiedy dowiedziałem się, że jest katastrofa, no, minęło więcej niż godzinę. Tam sporo czasu spędziłem na cmentarzu” - z czego z kolei by wynikało, iż już koło 8.30 miał wiadomość o tragedii. To nawet szybciej niż Bater, który też „przed wypadkiem” miał o nim mieć wiadomość. No ale może te szacunkowe wyliczenia Sasina są niedokładne, a więc, że chodzi o grubo ponad godzinę od owej „wpół do ósmej”.  -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jak wiemy, Sasin doglądnął wszystkiego, a szczególnie nagłośnienia, spotkał „państwa parlamentarzystów”, porozmawiał sobie z nimi, poustalał arcyważne kwestie rozsadzania członków delegacji i tak sobie spaceruje spokojnie po cmentarzu i czeka: „No i to właściwie upływało to wszystko w takim oczekiwaniu na przybycie delegacji, bo ja miałem umowę z tym pracownikiem, p. Marcinem Wierzchowskim, pracownikiem, który udał się na lotnisko, moim pracownikiem, że w momencie, kiedy samolot wyląduje, on mnie poinformuje telefonicznie o tym, że jest lądowanie, że lądowanie się odbyło, bo wiedziałem, że około dwudziestu, dwudziestu pięciu minut będzie trwał przejazd delegacji z lotniska. Wtedy miałem zamiar udać się przed wejście na ten zespół memorialny tam przed tą bramę, żeby tam oczekiwać na przybycie delegacji, na przybycie p. Prezydenta. (…) Kiedy właściwie wszystko było sprawdzone, była taka chwila, by porozmawiać, więc ja chodziłem, rozmawiałem, wiele osób na tym cmentarzu znałem...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zadziwiające jest jednak to, czemu, mając, jak możemy wywnioskować z tego, co przytoczyłem wyżej, pewien zapas czasu, załatwiwszy już dosłownie wszystko, czym tak bardzo się niepokoił – nie zadzwonił ów prezydencki minister po prostu do swego podwładnego Wierzchowskiego, by spytać, jak wygląda sytuacja na lotnisku, a więc czy tam wszystko jest należycie przygotowane? Zwłaszcza że, jak twierdzi Bahr, przylot się spóźniał? „Minęła zaplanowana godzina przylotu. Zawsze trzeba się liczyć z jakimś opóźnieniem, ale ono się wydłużało. Zacząłem się denerwować. Każda minuta się liczy, bo zapisana jest w protokole. Mgły zrobiło się okropnie dużo. Była straszna. Staliśmy coraz bardziej zdezorientowani” -----------------------

Bahr mówi, że przybyli z kierowcą około 40 minut przed planowanym przylotem , a po 15-20 minutach pojawiła się mgła): „Na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku są dwie bramy. Wjechaliśmy główną. Po prawej stronie, ze 200 metrów od płyty lotniska, znajdowało się miejsce do postawienia samochodu. Wysiadłem. Na lotnisku byli już pracownicy naszej ambasady oraz gubernator i kilku wyższych urzędników smoleńskiej obłasti. Razem ze 30-40 osób.” Wierzchowskiego jeszcze nie było, czy go Bahr nie zauważył? Nie przywitali się, skoro, jak twierdzi „Polacy stali z Polakami”?  -------------------------------------------

Jak wiemy z szeroko komentowanych w blogosferze, zeznań M. Wierzchowskiego, jednego z najważniejszych świadków wydarzeń z 10 Kwietnia, nie uczestniczył on w tzw. wstępnej identyfikacji, którą miano przeprowadzać w jakimś osobnym miejscu (w jednym z namiotów, do którego ruscy „ratownicy” znosili konsulom i paru funkcjonariuszom BOR-u, ciała?). Identyfikował on jedynie ciała dwóch zabitych osób: Prezydenta i K. Doraczyńskiej. Wierzchowski, który, jak twierdzi, miał zadzwonić do J. Sasina „minutę-półtorej” po przybyciu na pobojowisko (2h28' zeznań sejmowych) i stwierdzić m.in., że „chyba wszyscy nie żyją”, mówi też: „nie podchodziłem i nie patrzyłem, czy ktoś tam kogoś kładzie na nosze” (1h53'), aczkolwiek nieco później opowiada, że „ciała były wynoszone na noszach, najpierw były układane, przykrywane (…) potem, jak zapadła decyzja, zostały przewożone trumny samochodami (…), potem te osoby były odkrywane i była wstępna identyfikacja” (1h54').

-----------------------------------------------------------------------------------

Na pytanie posłanki, czy tej identyfikacji dokonywano przy wraku, Wierzchowski odpowiada przecząco, zakłada jednak, że dokonywana była fotograficzna dokumentacja tychże oględzin, choć z jego wypowiedzi nie jest do końca jasne, czy chodzi mu o robiących zdjęcia pracowników ambasady i borowców, czy też o Rusków sprzątających „miejsce katastrofy”.

---------------------------------------------------------------------------------------

Według jego zeznań: „3 może 4 godziny później” (tj. „po katastrofie”) robi się nad Siewiernym słoneczna pogoda i w związku z tym zapada „decyzja, że trzeba po prostu te ciała stamtąd zabierać (…) do trumien ze względu na to, że temperatura i wszystko przy takiej katastrofie robi swoje” (1h46'). Nie jest w stanie jednak powiedzieć precyzyjnie, kto taką decyzję podejmuje i czy uczestniczą w tym jacykolwiek polscy urzędnicy. Na pytanie zaś, kiedy doszło do znalezienia ciała Prezydenta (1h56'), Wierzchowski odpowiada, że koło „dwunastej godziny” („już było słońce, nie było pochmurno”), co jednak wydaje się dość dziwne, zważywszy na fakt, że do „wypadku” miało dojść o 10.41 (ruskiego czasu), sam Wierzchowski miał być na pobojowisku koło 11-tej, zaś, jak cytowałem wyżej, 3-4 godziny później miała się rozpocząć „ewakuacja ciał”. Chyba, że ma na myśli 12-tą polskiego czasu, a więc, wedle oficjalnej różnicy, 14-tą ruskiego? -------------------------------------------------------------------------------

Wierzchowski tak zapamiętał tę chwilę: „...przyszedł do mnie konsul i poprosił mnie, czy mógłbym razem z nim podejść w miejsce, bo najprawdopodobniej zostało znalezione ciało pana Prezydenta i czy mógłbym je zidentyfikować”. Ciało to więc zostaje, jak możemy przypuszczać, „odnalezione” przez Rusków, a dopiero potem zostają przywołani do jego rozpoznania Polacy. Wierzchowski nie przypomina sobie jednak, czy telefonował do kogoś po tym fakcie, aczkolwiek w jego pamięci zachowały się głównie wspomnienia porannych telefonów oraz tych, które on otrzymywał z zapytaniami o to, czy przeżył J. Sasin i on sam, czyli Wierzchowski (2h').------------------------------------------------------------------

Wróćmy jednak do zagadnienia „wstępnej identyfikacji” - jeśli bowiem dobrze zrozumiałem zeznania Wierzchowskiego, to... prawie żadnego, ciała, poza kilkoma, NIE zidentyfikowano. Mówi on bowiem (2h18'): „koledzy z BOR-u, którzy (…) tam byli przy tej identyfikacji tych ciał... na bieżąco gdzieś tam się podpytywaliśmy, czy ktoś jest (z zabitych – przyp. F.Y.M.), czy jest Darek, z którym wcześniej pracowałem, czy są chłopaki z BOR (….) czy jest gen. Gilarski, z którym się znaliśmy itd. - to oni mówili, że jedyną osobą, którą wtedy, jedną z niewielu, jak ja pamiętam, to był jeden z funkcjonariuszy BOR-u, który miał legitymację przypiętą do spodni, więc PO TYM (podkr. F.Y.M.) go można było rozpoznać; że chyba min. Kochanowskiego PO MARYNARCE (podkr. F.Y.M.) tak, czy po czymś...” I teraz ta najbardziej zdumiewająca i chyba wymagająca jeszcze potwierdzenia z innego źródła, informacja: „i ja mam taką wiedzę, że to DWIE czy TRZY osoby (podkr. F.Y.M.) gdzieś tam były... były wytypowane jako...” (i tu dopowiada A. Macierewicz: „...rozpoznawalne”).----------------------

Wierzchowski dodaje, że oprócz skali obrażeń, ciała były zabłocone, co dodatkowo uniemożliwiało ich rozpoznanie. Gdyby jednak prawdą miało się okazać to, że... spośród 96 zaledwie ciała 2-3 osób na Siewiernym zidentyfikowano (czy wliczano tu te, które rozpoznał Wierzchowski?), to by nie tylko kłóciło się z relacjami tych rodzin, które sygnalizowały, iż w moskiewskiej kostnicy ciała zachowane były w „dobrym stanie”, lecz przede wszystkim z tym pospiesznym „ewakuowaniem w trumnach”, ogłoszeniem wieczorem, że ciała wszystkich ofiar „wydobyto” oraz dość szybko przebiegającymi identyfikacjami w Moskwie. Mam nadzieję też, że „wstępna identyfikacja” ofiar na Siewiernym nie sprowadzała się do rozpoznawania rzeczy do nich należących i że pozostała po tych czynnościach jakaś przydatna procesowo dokumentacja. Nawiasem mówiąc, wg Wierzchowskiego (towarzyszący mu) Maciej Jakubik robił zdjęcia na smoleńskim lotnisku (2h27'), przy czym ja jakoś niewiele ich do tej pory widziałem. Jakubik, tenże sam, który w mailu do D. Jankowskiego pisał (jak wiemy od Macierewicza), że coś z lotniskiem smoleńskim jest nie tak. -------------------------------------

Możliwe jednak, że Wierzchowski otrzymał od borowców informacje nie do końca rzetelne, może zadziałał głuchy telefon, a może, skoro tenże Wierzchowski udał się z Siewiernego 10 Kwietnia do siedziby gubernatora na 30-40-minutowe spotkanie (wraz z innymi jeszcze polskimi urzędnikami; szczegółów tego spotkania nie znamy, choć wzmianka o nim pojawia się w filmie „10.04.10”; koło godz. 17-tej?), to nie wszystko mógł dokładnie prześledzić? Tak czy tak rzecz warta sprawdzenia, zwłaszcza gdyby zespół Macierewicza przesłuchał konsulów i borowców pracujących przy tych „wstępnych identyfikacjach”. ------------------------------

Delegacja

Drugi ważny wątek zeznań pracownika kancelarii to nieco lżejszy temat, a mianowicie sprawa niezwykłej podróży jego i paru jeszcze osób do Smoleńska. 8 kwietnia wyrusza z Warszawy swoisty konwój, który przez dwie doby będzie przedzierał się na odcinku ośmiuset kilometrów – na szczęście z noclegiem w Mińsku. W jednym aucie Wierzchowski, Sasin i A. Kwiatkowski, w drugim J. Opara, D. Gwizdała i A. Jochanowicz, w trzecim (mikrobusie) „ludzie z biura prasowego”, fotograf M. Osiecki i kamerzysta K. Resiak ze sprzętem (czy Jakubik też jechał z nimi wszystkimi?). --------------------------------------------------------------------------

Podróż jest niezwykła z paru względów. Przede wszystkim ze względu na niezwykłe środki lokomocji. Możemy się domyślać, że jadącym nie chodziło za bardzo o czas, tzn. nie spieszyli się. Gdyby bowiem się spieszyli, to wybraliby środek lokomocji pozwalający w ciągu niespełna dwóch godzin pokonać drogą powietrzną cały dystans. Podróżnikom też chyba nie chodziło o jakieś nadzwyczajne oszczędności: 3 auta z 3 kierowcami plus paliwo, delegacje, noclegi – nie wiem, czy za podobną kwotę nie dałoby się np. wyczarterować awionetki dla „całości ekipy”. Wiemy jednak, jak wyjaśnia Wierzchowski, że po pierwsze: „był tylko JEDEN SAMOLOT (no więc jeden w końcu czy dwa? - podkr. i przyp. F.Y.M.) i fotograf się w nim fizycznie nie mieścił” (tym bardziej więc nie pomieściliby się i inni uczestnicy konwoju), a po drugie trasa była „za długa dla kierowcy, żeby przejechał”, więc nocleg okazał się niezbędny. (Z tym też kierowcą Wierzchowski będzie wracał 11 kwietnia, bo, jak pamiętamy, Sasin wróci z Kwiatkowskim „dziennikarskim jakiem” 10 Kwietnia i o godz. 18-tej prezydencki minister uda się kolejny raz tego dnia na mszę świętą, tym razem w warszawskiej Katedrze). --------------------------------------------------------------------

To wszystko jest jasne i zrozumiałe, i zapewne są jakieś zdjęcia z tej podróży Osieckiego. Cóż bowiem można przez dwa wolne dni robić, jak nie trzaskać zdjęcia? Fotograf więc jedzie ze swoimi obowiązkami, a urzędnicy prezydenccy ze swoimi, jak bowiem opowiada Wierzchowski, udają się, by sprawdzić, „czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik”, gdyż „Sasin ze względu na swoją rangę mógł interweniować u gubernatora”. Co do tej ostatniej kwestii to można mieć pewne wątpliwości, jeśli przywołamy perypetie Sasina z jego wylotem, no i fakt, że właśnie na spotkaniu (m.in. prezydenckich urzędników) w budynku gubernatora (10 Kwietnia) to Sasina chyba nie było - ale może nie miał już wtedy za czym interweniować.  ----------------------------------------------------------------------------

Pozostawiając te kwestie jeszcze do zbadania, pragnę zwrócić uwagę na to, iż Wierzchowski twierdzi, że decyzja o wyznaczeniu jego na lotnisko Siewiernyj, zaś Sasina i Kwiatkowskiego do pilnowania prawidłowego przebiegu przygotowań do uroczystości w Katyniu (problem „nagłośnienia i krzesełek”), zapadła już 9 kwietnia 2010 podczas wieczornych spotkań w Smoleńsku. To nieco kłóci się z tym, co mówił Sasin, jakoby zapadła ona dopiero nazajutrz przy śniadaniu: „zaczęliśmy jakby dalej dyskutować, jakie są zagrożenia, jakie ewentualnie jeszcze problemy mogą wyniknąć i w trakcie tej rozmowy zmieniłem ustalenia poprzedniego dnia, mianowicie stwierdziłem, że (…) lotnisko jest takim miejscem, które nie niesie żadnych niebezpieczeństw, paradoksalnie nie niesie żadnych niebezpieczeństw, problemów z ląd..., czy z początkiem tej wizyty. Stwierdziłem: samolot po prostu wyląduje, wszyscy z tego samolotu wysiądą, będą podstawione samochody” . Możliwe jednak, że to tylko drobne nieporozumienie.  -------------------------------------------------------------------

E. Kruk przysłuchująca się relacji Wierzchowskiego, nieco zdziwiona pyta, jak to się sało, że prezydenccy fotografowie nie pojawiają się tym razem (tj. 10 Kwietnia) na lotnisku, by zrobić zdjęcia wysiadającej Parze. Wierzchowski wyjaśnia, że takie zdjęcia robiono, gdy leciano razem z Parą Prezydencką na pokładzie. Kruk zatem pyta, no więc dlaczego nie było fotografa na Siewiernym, skoro przybył wcześniej do Smoleńska? Wyjaśnienie znowu jest proste: fotograf musiał rozstawić statyw w Katyniu, a gdyby rozłożył się na Siewiernym, to mógłby nie zdążyć z zainstalowaniem się na przybycie delegacji na cmentarz. Można by jeszcze spytać, dlaczego w takim razie „po katastrofie” fotograf nie przybył w celach dokładnego udokumentowania miejsca, ale pewnie już trzeba było wracać do kraju. ------------------------------------------------

Wróćmy jeszcze do 9 kwietnia. Sasin twierdzi, że przybyli do Smoleńska „około 20-tej”, co jest o tyle może zaskakujące, iż z samego Mińska nie jedzie się chyba dzień cały (może odprawa graniczna jakoś się wydłużyła i może obiad był jeszcze). Poza tym, o 20-tej w kwietniu w Smoleńsku mogło być dosyć ciemno i niewiele można było zobaczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o niesławne lotnisko. Z drugiej jednak strony Wierzchowski na pytanie, czy byli na Siewiernym 9-go, odpowiada, że nie, ponieważ nic im nie sygnalizowano, że coś jest nie tak. Przyjęli zresztą założenie, że skoro ambasada dogląda na miejscu przygotowań, to i zajmuje się zabezpieczeniem lotniska. No ale w takim razie, czy przedstawiciele ambasady nie mogli też doglądnąć „nagłośnienia i krzesełek”?  -----------------------------------------------

 Siewiernyj

Ostatnia rzecz, która nieco mnie nurtuje w zeznaniach Wierzchowskiego, to kwestia tego, że po tym, jak Ruscy „wpadli w panikę”, to mieli oni (Wierzchowski z Bahrem) jechać autem ambasadora za ruską ochroną. Bahr mówi wszak wyraźnie, że jechali za strażakami: „Nagle zauważyłem, że grupa rosyjska się rozchybotała. Jest takie powiedzenie "przysiąść z wrażenia". Oni przysiedli w skali masowej, jakby coś ciężkiego na nich spadło. Jednocześnie zobaczyłem wyskakujący od lewej strony samochód straży pożarnej. Wcześniej go nie widziałem, widocznie był schowany na zapleczu. Minął nas z dużą prędkością i gnał w poprzek lotniska. W ułamku sekundy skojarzyłem te dwa fakty i: Coś się stało! - krzyknąłem do swego kierowcy. Żaden pojazd nie będzie przecież jechał przez lotnisko, jeśli za chwilę ma na nim lądować samolot. Wskoczyliśmy do samochodu. I za nim!  -----------------------------------------------------

Pan Kwaśniewski jest wspaniałym kierowcą. Jeździ jak rajdowiec. (…) Przez mgłę widziałem przed sobą tył samochodu strażackiego, a po bokach pobojowisko w typowo sowieckim stylu - ruiny garaży, rozwalające się magazyny i wraki zardzewiałych samolotów.” (http://wyborcza.pl/1,75480,8941828,Startujemy.html?as=3&startsz=x). O ile jestem w stanie sobie wyobrazić, że Bahr nie zauważa Wierzchowskiego w aucie, do którego mu wsiadł ów prezydencki urzędnik (jak zeznaje Wierzchowski), bo jest starszym, schorowanym człowiekiem i poruszonym tym, co się dzieje, o tyle jednak wóz ochrony dość trudno pomylić ze strażackim. Tymczasem Wierzchowski, dopytywany przez posłów z zespołu Macierewicza właśnie o wóz strażacki, zapewnia, że zobaczył taki dopiero na pobojowisku i to jakiś czas po tym, gdy wpadł do „zony Koli” za trzema gośćmi w białych fartuchach.  -------------------------------------------------------------------------------------------

Nie sugeruję, że Wierzchowskiego nie było na Siewiernym ani nawet, że nie jechał z Bahrem. Przydałyby się jednak zeznania Jakubika, który też miał być opodal na płycie lotniska, gdy rozległ się „świst silników tupolewa” - może zdołał dostrzec coś, co Bahr z Wierzchowskim przeoczyli lub pomieszali.







Sasin idzie w symbolikę nieco dalej  pieczętując  projekt pomnika Smoleńskiego. 

Schody donikąd! Porównaj. Schody donikąd  które wymyślił w XVIII księdze przygód Tytusa Romka i Atomka ,autor rysownik Papcio Chmiel. Tak więc polscy urzędnicy wodzeni za nos. Trzymani za mordy .Sprawują swe władne żądze. A motłoch ,dalej wierzy w katastrofę .  Jeżeli nie uznajecie faktów to choćby Lech Kaczyński powstał z martwych i opowiadał. Też nie  zrozumiecie.                                  -Dodał też, że według jego wiedzy na lotnisku w momencie katastrofy nie było funkcjonariuszy BOR.  ,,,,,,Relacjonował, że gdy dowiedział się, że doszło do wypadku, poprosił funkcjonariusza BOR dowodzącego pozostałymi znajdującymi się na cmentarzu w Katyniu, by skontaktował się z BOR-owcami przebywającymi na lotnisku i spytał, co się tam wydarzyło. Zapytał go również, kto będzie chronił prezydenta po lądowaniu.          






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

   pobierz   książkę   w pdf